Dopaść kawałek sensacji
access_time 2006-02-01 16:30:18
Od soboty trwa prawdziwa walka z czasem. Jak najszybciej wydobyć rannych, jak najszybciej zawieźć do szpitala, jak najszybciej na blok operacyjny... Chwilę później już słychać: jak najszybciej ustalić winnych, jak najszybciej przystąpić do odgruzowywania i zbadać sprawę. W tym wszystkim rekord biją ogólnopolskie media, które z prędkością światła podnoszą lament i wzbudzają grozę wśród swoich słuchaczy i widzów, po pierwsze błędnymi i zawyżonymi statystykami, po drugie materiałami, które chyba przekroczyły granicę wyczucia i smaku.
    Piękny sobotni dzień. Człowiek wraca sobie z niewielkiego wypadu za miasto, całkowicie nieświadomy (nie sposób u mnie w samochodzie znaleźć radio, że o minitelewizorze nie wspomnę) i spotyka go okrutna wiadomość. Katastrofa budowlana w Katowicach, wszyscy zaniepokojeni losem 1000 osób, które miały się znajdować w środku. Szok porównywalny z wydarzeniami z 11 września, kiedy wszystko wyglądało bardziej na film S-F niż tzw. "brutalną rzeczywistość".
   
    Oczywiście natychmiast zabrałem się za przeglądanie serwisów internetowych, w tle słuchałem wiadomości w radio, które non stop informowały o przebiegu wydarzeń. W drugim pokoju telewizja nadawała z miejsca tragedii. Generalnie, wiadomo było wszystko niemal natychmiast po tym, jak informacje docierały od sił nadzorujących akcję. Oczywiście, jak w przypadku każdej takiej katastrofy, nie można było uniknąć statystyki, która w pewnym momencie głosiła, że w chwili zawalenia się sufitu, w środku miało przebywać ponad 1000 osób i liczba ofiar może iść w setki.

    Takie liczby i sposób ich przekazywania, z pełną dramaturgią i niemal pewnością, że to, co się tylko przypuszcza i zakłada w najbardziej pesymistycznych scenariuszach, na 100 % jest prawdą i w końcu trafi do ludzi, więc nie ma sensu powstrzymywac możliwości zdobycia wielkiej sensacji, tylko mogą pogłębiać ogólną depresję i nie wiem czemu miały się przysłużyć. TAK, właśnie w kategoriach sensacji należy traktować to "wydarzenie". Nie wiem czy ktokolwiek z redaktorów zastanowił się nad tym, że z pewnymi nowinkami lepiej byłoby poczekać i podać bardziej sprawdzoną informację kilkanaście czy kilkadziesiąt minut poźniej. Gdzie w tym przypadku podziała się ta słynna już w polskim środowisku rzetelność dziennikarska? Inaczej zapytać nie można, kiedy czyta się tak rozbieżne informacje z różnych źródeł.

    Powiedzmy, że to wszystko było pisane, mówione i nagrywane w dobrej wierze, informującej społeczeństwo o tym, co faktycznie stało się na Śląsku, jak wielkie są obrażenia i gdzie dowiadywać się o losy bliskich. Ale sięganie emocjonalnego dna, tylko po to, by jeszcze bardziej napompować ciśnienie, to już całkowita przesada i brak ..., no właśnie... czego? Chyba kilku czynników. Od współczucia po przyzwoitość, przez etyczne podejście do zawodu?
   
    Wyobraźmy sobie, że w tej hali był jakiś nasz znajomy, a nawet członek rodziny. Nie dość, że dowiadujemy się o wszystkim z drugiej ręki, to jeszcze musimy zmagać się z atmosferą sztucznie pompowaną przez media. Nie możemy się dodzwonić do danej osoby, bo sieci przeciążone, chaos i zamieszanie, a na ekranie widzimy zakrwawionych "uciekinierów", relacje tragedii w kilka minut po tym, jak ktoś wyszedł z rumowiska. W tym wypadku po pierwsze o zawał nie trudno, a poza tym nasuwa się zasadnicze pytanie: czy nie lepiej byłoby dla tych wszystkich wyciągniętych, żeby mieli choć chwilę względnego spokoju? NIE! Lepiej podtykać pod nos mikrofon i "gadaj jak tam było". Gdzie w tym wszystkim czynnik ludzki? Gdzie czynnik ludzki w informacjach, że zginęło kilkaset osób, później, że martwych jest 67 ludzi, a co najgorsze,  liczba wraz z biegiem czasu maleje... Zawyżać statystyki dla podniesienia ogromu tragedii? Poziom informacji i jej przekazania co najwyżej równy z tymi w programach, gdzie próbuje się dociekać "prawdy" w najmniej odpowiedni sposób. Czy to nie jest przerażające?

    Dla mnie większym przeżyciem było uporanie się z informacjami - tak sprzecznymi, niż z samą tragedią. Na ten drugi problem po prostu nie było czasu i możliwości. Dlatego w domu w pewnym momencie wszelkie medialne megafony zamilkły. Pozostała cisza, o wiele bardzie wymowna niż największy krzyk. Cisza, która tak przerażała reporterów za każdym razem, gdy zanikały sygnały karetek, nie pracowały piły i inny sprzęt lekki, gdy nie było kolejnych źródeł sensacji, bo nie było o czym informować, cały czas stare dane, bez nowych zgonów, bez kolejnych uratowanych. Akcja musiała zwolnić tempa, zmienić styl działania. Wydaje mi się, że lepiej byłoby wiele rzeczy zostawić bez komentarza, niż je później naprawiać i dementować.

    Czy nam się to podoba czy nie, nadal to są nasze media i to one niosa nam informacje. Co gorsza sposób ich przekazywania chyba nie do końca zależy od nas. O ile w ogóle.

%%br%%mat
Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A