Kolejna premiera w Solskim. Tym razem
access_time 2018-03-26 05:57:00
Dramat Słowackiego traktuję jako sztukę nieprzemijającą, ponadczasową" - rozmowa z Bożeną Suchocką, reżyserką spektaklu „Balladyna”, który wchodzi właśnie na afisz Teatru Solskiego.

Balladyna to kobieta silna, która za wszelką cenę dąży do osiągnięcia celu. Jakimi środkami na scenie zostanie pokazana ta siła bohaterki? 

Uważam, iż to, czy Balladyna jest silną kobietą czy nie, jest jedynie kwestią interpretacji. Zdolność popełnienia zbrodni nie musi być związana z siłą charakteru, może wynikać z braku empatii, refleksji, wyobraźni, czy też czysto patologicznych zmian. Wydaje mi się, że w naszym spektaklu siłę sensu stricto zastępuje prozaiczna zaciekłość i furia, choć wierzę, że niektórzy odbiorcy ujrzą w tych emocjach właśnie odwagę, a nawet hart ducha. 

Balladyna to przede wszystkim znana lektura szkolna. Jak chce pani uciec od schematyczności tej opowieści? 

Przyznam szczerze, że pozycja dramatu Balladyna jako lektury szkolnej nie miała większego znaczenia w tworzeniu spektaklu. Realizowałam przede wszystkim swoje widzenie tego tematu, a ta wizja nie jest podporządkowana żadnym modom i schematom. 

Co jako kobieta chce pani przekazać widzom reżyserując dramat Słowackiego? 

Dramat Słowackiego traktuję jako sztukę nieprzemijającą, ponadczasową. Prawdopodobnie współczesnych Słowackiemu Balladyna zaskakiwała swoim okrucieństwem, zdeterminowaniem i odważną wizją odbiegającą od ustalonego wizerunku kobiety. Kobieta raczej dawała życie niż je odbierała. Świat się zmienił – zabójczyni-kobieta nie jest kimś wyjątkowym. Kroniki kryminalne są pełne strasznych historii z kobietami w roli głównej. Ale sprawa nie tyczy jedynie kobiety samej w sobie – w tym dramacie chodzi też o nieokiełznane pragnienie władzy. Pragnienie zdolne odebrać rozum i przyzwoitość. Jest w tym dramacie również temat odpowiedzialności. Odpowiedzialności w każdym aspekcie tego słowa: odpowiedzialności za siebie, za swoje czyny, za najbliższych a nawet za całą społeczność, w której żyjemy. 

Czy kostiumy i muzyka w spektaklu będą jakoś szczególnie się wyróżniać?

Można tak powiedzieć. Zarówno muzyka, jak i kostiumy podporządkowane są pewnej idei. Akcja „Balladyny” chociaż rozgrywa się podczas nocy sobótkowej nie jest cofnięta w czasie. Nazwy Kupalnocka, czy Noc Świętego Jana brzmią dzisiaj archaicznie, ale przez wiele społeczności są kultywowane. Mamy do czynienia z grupą ludzi, którzy dla podtrzymania tradycji, dla zabawy wybierają się wieczorem nad jezioro, żeby spędzić ze sobą kilka chwil, pośpiewać, powróżyć, czy też puścić się w pogoń za miłością i zwiastującym fortunę i szczęście kwiatem paproci. Ta noc przynosi tytułowej bohaterce wiele niespodzianek.

Z jakimi trudnościami musiała się pani zmierzyć jako reżyser tej sztuki?

Podstawową kwestią jest wiersz. Rządzi się on swoimi prawami. Trudno jest dokonywać zmian bez szkody dla rymu i rytmu. Percepcja współczesnego widza jest specyficzna – modne setki lat temu monologi na stronie straciły rację bytu. Mają oczywiście swój urok i siłę, ale bardziej w lekturze niż na deskach sceny.

Z Bożeną Suchocką, reżyserką spektaklu "Balladyna" rozmawiała Weronika Nowak         

Fot. Paweł Topolski

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A