Biegnij Barbara, jeszcze Polska nie zginęła! Rozmowa z Barbarą Prymakowską
access_time 2018-07-20 12:27:00
Życiowa optymistka, tryska świetną formą i figurą, której mogłoby jej pozazdrościć wiele dużo młodszych kobiet. Patriotka, dla której symbole i barwy narodowe mają ogromną wartość. Zdobywczyni Mont Blanc i Korony Maratonów Świata. Biegła w Berlinie, Frankfurcie, Londynie, Wiedniu, Nowym Jorku, Chicago, Tokio i Atenach. I właśnie w Atenach - miejscu, gdzie narodził się królewski dystans, przeżyła jedną z najbardziej wzruszających chwil w życiu, gdy na trzydziestym kilometrze jeden z kibiców krzyknął: „Biegnij Barbara, jeszcze Polska nie zginęła!”. Szukasz motywacji? Poznaj tarnowiankę, Barbarę Prymakowską. Ma 75 lat i nie zwalnia w biegu.

W mediach jest Pani nazywana najszybszą babcią świata. Podoba się Pani takie określenie?

To prawda. Dawno temu któryś z dziennikarzy tak mnie ochrzcił. Przylgnęło to do mnie. Jestem babcią, jestem dumna ze swoich wnuków, więc nie muszę się ani tego wstydzić, ani zbyt wysoko z tego powodu nosić głowy. Czy najszybsza? Tego nie wiem, ale podobno wyniki wskazują, że tak jest. Znana jestem i w Polsce i w Europie i na świecie.

Co spowodowało, że zaczęła Pani biegać? Jaka była motywacja?

Prawda jest taka, że będąc studentką krakowskiego AWFu nie znosiłam lekkiej atletyki, natomiast bardzo lubiłam jeździć na nartach, zrobiłam zresztą kurs instruktora narciarstwa zjazdowego. Lubiłam też grać w tenisa, pływać, jeździć na łyżwach. Przygoda z bieganiem zaczęła się bardzo późno, bo pierwszy maraton przebiegłam mając 58 lat. Jeśli chodzi o pierwszy raz... Pamiętam, że aura była wtedy nieciekawa. Nie mogłam znaleźć partnerki do gry w tenisa na swoim poziomie, nie mogłam też zagrać z mężem (który również skończył AWF, tylko wrocławski), bo akurat uczył gry w tenisa. Mąż zachęcił mnie natomiast do biegania. Tak też zrobiłam, choć muszę przyznać, że wtedy wcale nie odniosłam z tego powodu jakiejś przyjemności. Byłam nawet nieco rozczarowana efektem, bo całe życie uprawiam sport, całe życie jestem w dobrej formie, a tu okazuje się, że zwykły bieg męczy mnie mnie po kilometrze. Później jednak, po krótkiej rozmowie z mężem, dotyczącej zagadnień fizjologicznych związanych z bieganiem, przekonałam się do tego. Zresztą u mnie zawsze było tak, trudności mnie dopingowały. Im trudniej, tym bardziej mi się chciało. I tak mi się chciało właśnie, że mając 58 lat, zaczęłam biegać w maratonach. Najpierw nie mogłam pojąć, jak można biec bez przerwy z Tarnowa do Bochni, ale kolega utwierdził mnie w przekonaniu, że sobie poradzę i zapisał mnie na pierwszą edycję Cracovia Maraton. Miałam trochę obaw, ale wcześniej przygotowałam się podręcznikowo, wiedziałam o tych wszystkich kryzysach, które przychodzą w trakcie maratonu itd. Mój mąż jednak chyba obawiał się o mnie i z rowerkiem na dachu samochodu pojechał ze mną. Wtedy były inne czasy, mąż mógł jechać koło mnie na rowerze, bo biegło niecałe tysiąc osób, a teraz biega ponad 5 tysięcy.
 
Była Pani też pierwszą kobietą w Tarnowie, która pobiegła w maratonie...

Tak, byłam pierwszą kobietą w Tarnowie, która pobiegła na dystans maratoński. Przebiegłam, ale nie było to łatwe, bo temperatura na takim dystansie nie może być za wysoka. Najlepsza to około 16-17 stopni, a wtedy w maju dochodziło do 28 stopni. Mąż mnie jednak mocno zdopingował i ukończyłam go na trzeciej pozycji w swojej kategorii wiekowej. Dało mi to do myślenia, że ten czas był całkiem przyzwoity, ale źle się poczułam i powiedziałam, że już nigdy więcej nie będę biegała maratonu. Jednak po dwóch tygodniach wszystko się zagoiło, przeszło, zapomniałam o trudnościach, więc wzięłam kalendarz imprez do ręki, szukając następnego maratonu, który był w Poznaniu. Oczywiście pojechałam. To już było w październiku. Pamiętam, że było zimno i lało jak z cebra przez cały maraton, ale pobiegłam 24 minuty lepiej, niż poprzednio. Złapałam bakcyla. Potem jeszcze były jakieś dwa maratony w kraju, a później był już Berlin, który bardzo mocno przeżyłam, bo tam biegło 45 tysięcy ludzi. Nie mogłam sobie uzmysłowić, jak to będzie wyglądało, czy my się nie stratujemy. Tam jednak zobaczyłam słynną doskonałą, niemiecką organizację. Trzeba przyznać, że pod względem organizacji, jest to jeden z najlepszych maratonów. Poza tym słynie z płaskiej i szybkiej trasy, która sprzyja biciu rekordów życiowych i faktycznie tam zrobiłam swoją życiówkę. Byłam szczęśliwa i zadowolona. Potem biegłam w maratonach w Londynie, Paryżu i Nowym Jorku. Dowiedziałam się też, że można robić World Marathon Majors, czyli cykl największych maratonów na świecie. Wcześniej było pięć największych na świecie maratonów, nie zaliczało się Tokio. A jak ja już się zorientowałam, to już trzeba było biegać w Tokio, w Bostonie, Londynie, Berlinie, Chicago i Nowym Jorku. W 2016 roku zrobiłam trzy maratony (Tokio, Boston i Chicago). Bardzo wysoko się uplasowałam, bo w Tokio byłam jako pierwsza Europejka, w Chicago i Bostonie jako druga Europejka. I tak właśnie zaczęło się to bieganie.

Jakieś inne dyscypliny sportu Pani uprawia?

Mnie właściwie zaszufladkowano do biegania, bo przecież uprawiam jeszcze narciarstwo zjazdowe, które jest moim pierwszym ukochanym sportem, ale też narciarstwo biegowe, które zaczęło się jeszcze później niż bieganie. Trzeba było w jakiś sposób podtrzymać wydolność w zimie, bo nie zawsze dało się biegać po śniegu, a na biegówkach wydolność można było świetnie podtrzymać. Bardzo opieszale zabierałam się jednak do nart biegowych, bo to zupełnie inny sprzęt, wąski, pięta jest ruchoma. Namówił mnie jeden z kolegów, zapewniając, że mi się to spodoba. I faktycznie, spróbowałam i zaraz na drugi dzień kupiłam używane narty. Zaczęłam biegać na nartach, a już na drugi rok biegłam w najbardziej prestiżowym biegu w Polsce, czyli Biegu Piastów. Na nartach biegałam też w Niemczech, w Austrii, we Włoszech Marcialongę (wielokrotnie) i to zarówno tę krótką, jak i długą, której trasa liczy 70 km. Raz ją wygrałam, a w ubiegłym roku byłam druga w swojej kategorii wiekowej.

Ma Pani na koncie wiele sukcesów, osiągnięć. Które są dla Pani najważniejsze?

Jeżeli chodzi o moje największe osiągnięcie, to mając 68 lat jako najstarsza Polka zdobyłam Mont Blanc. Przed wieloma laty, jak tylko z mężem dostaliśmy do ręki paszporty, bo wiadomo w jakim okresie się żyło, pojechaliśmy na narty do Francji. Pamiętam, że staliśmy na przepięknej platformie widokowej, popatrzyłam na te cudowne Alpy i poprosiłam kolegę, który już wcześniej tam był, żeby pokazał mi, który to jest szczyt Mont Blanc. Wskazał placem, a ja, jak tylko popatrzyłam na tę wspaniałą górę, od razu się zahipnotyzowałam. Może dlatego że mój wuj zginął na Mont Blanc, jak byłam jeszcze nastolatką. Ta góra nie dawała mi spokoju. Na początku trochę oddalałam od siebie myśl o jej zdobyciu, tym bardziej, że wszyscy mnie zniechęcali, argumentując, że nie mam przygotowania alpinistycznego. Faktycznie nie nie miałam, ale najtrudniejsze trasy w Tatrach, czyli Orlą Perć, Rysy, Granaty, Wierchy, nie mówiąc o Giewoncie, miałam zaliczone. I tak się właśnie zaczęło. Dostałam propozycję od mojego sponsora, czy nie wyszłabym na Mont Blanc, oczywiście z jego logo. Zgodziłam się i dopięłam swego, byłam na tej przecudownej górze. Nie jest to łatwe, zwłaszcza w moim okresie życia. Poza tym byłam pierwszą z rodziny, która w jakiś sposób uhonorowała śmierć mojego wuja. Weszłam na szczyt dokładnie w 54 rocznicę jego śmierci. Nie byłam w stanie go odnaleźć w Chamonix, bo tam jest pochowany, ale zostawiłam na szczycie znicz.
Kolejnym wielkim osiągnięciem jest World Marathon Majors – jestem czwartą kobietą w Polsce, która ma to zaliczone. Ogromnym przeżyciem jest dla mnie też to, że już po raz trzeci wysłuchałam Mazurka Dąbrowskiego, granego tylko i wyłącznie dla mnie na obcej ziemi. Biorę udział w biegach górskich, m.in. w World Masters Mountain Running Championships, czyli mistrzostwach świata "mastersów". Mastersi są to kobiety po 35 roku życia, a mężczyźni po 40-tym. Dwa lata temu w Susa zdobyłam złoty medal, w ubiegłym roku na Słowacji również złoty medal, a w tym roku  na Słowenii srebrny medal. Jeszcze wcześniej w Lahti byłam brązową medalistką na dystansie 10 kilometrów i piąta w maratonie. Aktualnie jestem mistrzynią Polski na wszystkich długich dystansach. W ubiegłym roku pobiłam rekord Polski na dystansie 10 kilometrów,  który od siedmiu lat należał do innej kobiety. Pobiłam rekord prawie półtorej minuty szybciej. Jeżdżę też maratony na rolkach, np. Cracovia Maraton. Trzeba przyznać, że to jest nieporównywalnie mniejszy wysiłek niż maraton na butach. 
Muszę też wspomnieć o pięknym maratonie w Atenach, gdzie wygrałam bieg w kategorii K70. Dla mnie on jest najważniejszy. W końcu cały dystans maratoński wziął swój początek z Aten. Dwa i pół tysiąca lat temu Filipides wybiegł stamtąd w pełnym rynsztunku, powiedzieć Grekom, że wygrali bitwę ze Spartanami. Oczywiście padł, ale dobiegł i powiedział. Ten bieg jest prowadzony właśnie tą trasą, którą on biegł z miasta Maraton. Wiedziałam, że ten maraton jest bardzo trudny, bo trasa prowadzi 32 km do góry. Pamiętam, że wyjeżdżałam w listopadzie, na miejscu było prawie 30 stopni ciepła, woda miała 26 stopni, było więc bardzo gorąco i przez to bardzo ciężko. Ale ja nigdy nie zatrzymuję się na maratonie. Staram się biec, nawet wolno, ale żeby ten silnik był cały czas zapalony, bo najgorzej stanąć, a potem ruszyć z powrotem. Gdzieś przed 30 kilometrem zobaczyłam transparent z napisem: "Polska", trzymany przez grupę Polaków i nagle słyszę taki okrzyk: "Biegnij Barbara, jeszcze Polska nie zginęła". Tak jak miałam plecy mokre od potu, to mnie zmroziło i pomyślałam, że za ten okrzyk to na kolanach muszę przekroczyć linię mety. Wbiegłam na metę, patrzę na baner i widzę, że jestem pierwsza w kategorii. Wygrałam kategorię wiekową. Ten maraton jest dla mnie najważniejszy, bo jest historyczny i dziwie się, że w skład World Marathon Majors nie wchodzą Ateny, gdzie rzeczywiście wszystko się zaczęło.

Po co w ogóle biegać? Jakie ma Pani argumenty "za"?

Samo bieganie daje przede wszystkim zdrowie, co mogę potwierdzić na sobie. Oczywiście bieganie jest sportem bardzo kontuzyjnym, nie można mieć do niego nadwagi, bo to jest tak jakby się wzięło 10 kg na plecy i biegało. Jak każda czynność, bieganie nie jest pozbawione ryzyka i wymaga rozsądku. Ruch również niebywale odstresowuje. Aktywnością fizyczną można doskonale przewietrzyć głowę, odprężyć się psychicznie i pozytywnie nastroić do życia. Poza tym każdy mój maraton, a mam ich już na koncie 56, był w czyjejś intencji, bardzo ważnej, często rodzinnej. To nie był więc tylko zwykły fizyczny ruch, tylko ofiarowanie maratonu w jakiejś konkretnej intencji. Jak już czasem jest podbramkowo, bo nie ukrywam, że na każdym dystansie przychodzi kryzys, to właśnie dzięki temu umiem sobie z nim poradzić. Czasem jeszcze fizyczność jest dobra, ale głowa siada, pojawiają się myśli, że "nie dam rady". Nie można ich do siebie dopuszczać, trzeba mimo wszystko przeć do przodu, obrać sobie jakiś cel, punkt, cokolwiek, wtedy ten czas leci szybciej. Na mecie jest euforia, to są ułamki sekund, wspaniałe uczucie, że przebiegłam, że pokonałam swoją słabość. To jest ogromna radość, po trochę też nałóg, uzależnienie, nie mówiąc o tych wspaniałych endorfinach, które uwalniają się na starcie. W tym roku na Orlen Warsaw Marathon było ponad 10 tysięcy Ludzi. Ten ogromny tłum z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości śpiewał hymn narodowy. To było coś cudownego, wchodzić na podium i usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. W takim momencie człowiek nie jest w stanie utrzymać łez w oczach.

Trenuje Pani codziennie?

Kiedyś tak było, że biegałam codziennie. W tej chwili, żeby mi się tym bieganiem już nie odbijało i żeby nie pracowały tylko jedne i te same mięśnie, w jednym dniu biegam w granicach 15-16 km, w drugim jeżdżę na nartorolkach albo łyżworolkach. Poza tym, trzy razy w tygodniu pracuję w Fitness Formie, gdzie prowadzę zajęcia. To jest świetna sprawa, nieodzowny dodatek do tych wszystkich sportów, które uprawiam, bo gimnastyka jest niezbędna. Ja w ogóle byłam pierwszą osobą w Tarnowie, która podjęła gimnastykę wyszczuplającą dla kobiet. Jeszcze za komuny założyłam prywatny Ośrodek Rekreacji i Gimnastyki Wyszczuplającej, a więc kiedy jeszcze nikomu nie śniło się o żadnych fitnessach, ja prowadziłam aerobik w wodzie. Teraz, już od 17 lat pracuję w Fitness Formie. Zaczęłam zaraz po przejściu na emeryturę. Bardzo lubię tę pracę.

Ma Pani takie momenty, że już nie chce się wyjść na trening?
Czasem mam takie dni, że jestem trochę zmęczona, ale szybko mi to mija. Jak tylko przebiegnę mostek na Wątoku koło Kauflandu, jest już dobrze, już się trochę rozgrzewam, a potem, po zakończonym biegu jestem zadowolona, że w ogóle poszłam. Najgorzej jest, gdy jest upał, ale wtedy też trzeba biegać. Czasem jest 28, 30 stopni ciepła i wychodzę biegać, w samo południe, bo starty maratonów też są o tych godzinach i w takiej temperaturze. Jakbym biegała tylko rano, to potem by mnie upał zniszczył.

W upał pani biega, a w mroźne zimy? Gdy temperatury spadają poniżej 20 stopni?
Tak, oczywiście. Pamiętam, że kiedyś było -20 i biegłam 50 km. Nic się nie działo. Trzeba było tylko się odpowiednio dobrze ubrać. Jedynie bałam się o policzki, żeby ich nie odmrozić, ale zakładałam bafkę, na nią czapkę i zjazdowe okulary. Z nosa wisiały długie sople, ale ogólnie nic mi nie było, nawet nie kichnęłam,. Jak się chce, to wszystko można.

Co Pani sądzi o bieganiu na bieżni mechanicznej?

Nie, to absolutnie nie dla mnie. Preferuję bieganie tylko na powietrzu,. Uważam, że to jest po stokroć lepsze. Oczywiście, że jak leje, pierze żabami, a ktoś musi zrobić trening, bo się przygotowuje do jakiegoś dystansu, to po prostu trzeba to robić. 

Jak dobiera Pani trasy w Tarnowie?

Mieszkam przy Skowronków, przebiegam Lwowską na drugą stronę koło Kauflandu, skręcam w lewo, biegnę na mostek na Wątoku i bocznymi uliczkami wpadam do Parku Sanguszków, potem biegnę Lotniczą, wpadam na Aleje Tarnowskich i jak jestem pod samą restauracją na Górze Św. Marcina, to mam zrobione blisko 5 km w jedną stronę. Wracając, mam 10 km, ale nigdy na tym nie poprzestaję. Od restauracji odbijam albo w lewo, albo w prawo. Odbijając w lewo, dobiegam do kościółka do Zawady, zbiegam w dół do Tarnowca, pnę się do góry uliczkami bocznymi i jestem pod ruinami. Jedno takie kółko to jest 3 km, więc jak sobie zrobię dwa takie kółka i przebiegnę od domu do knajpki, to mam 16 km. Zawsze robię przed maratonem długie dystanse. Przykładowo wybiegam z domu, biegnę na Wolę Rzędzińską, mijam ją, jestem na Wałkach, odbijam z Wałek na Pogórską Wolę, dobiegam do kościoła w Pogórskiej Woli, przebiegam czwórkę na drugą stronę, odbijam w prawo jakieś 500, 600 metrów i biegnę na Szynwałd. Z Szynwałdu biegnę na Koszyce, potem do Tarnowa i mam zrobione około 32, 34 km.

Z tego co wiem, urodziła się Pani na Kresach...
Tak. Urodziłam się w Żółkwi, w województwie lwowskim, pięknym i starym miasteczku założonym przez  hetmana polskiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego, ale musieliśmy stamtąd uciekać, bo by nas bandy UPA zarąbały siekierami. Ja miałam wtedy zaledwie kilka miesięcy. O Rzezi Wołyńskiej dowiedziałam się później od rodziców, bardzo ciekawiło mnie dlaczego musieliśmy wyjechać z Żółkwi. 

Jak Pani myśli, czy sprawcom ludobójstwa na Kresach można wybaczyć? 
Wybaczyć można, ale nie można zapomnieć. 

Jakie ma Pani najbliższe plany? Szykuje się jakiś maraton?

W planach mam bieg na Babią Górę, Mistrzostwa Polski Masters w Biegu Gorskim na Wielką Sowę, Perły Małopolski w Zawoi, Bieg Górski w Szwajcarii, maraton w Alpach, Jungfrau Marathon, Bieg Trzech Kopców o mistrzostwo Krakowa, Połmaraton Królewski w Krakowie, Bieg pod Górę na Nartorolkach – Przehyba Uphill. W tym roku było już bardzo dużo biegania, cztery połówki maratońskie, Orlen Warsaw Marathon, z takich ważniejszych były jeszcze Mistrzostwa Polski Masters w półmaratonie za Poznaniem. Niedawno biegałam w Cortinie D'Ampezzo The North Face Lavaredo Cortina Ultra Trail. Używając porównania, to tak, jak każdy biegacz chce przebiec Nowy Jork, to każdy biegacz, który biega po górach, chce wziąć udział w Cortinie D'Ampezzo The North Face Lavaredo Cortina Ultra Trail. Byłam najstarszą uczestniczką tego wyścigu, przewyższenie prawie 3000 do góry, biegłam 10 godzin i 30 minut. To jest ultra maraton. W tym roku zostałam też srebrną medalistką Mistrzostw Świata Masters w biegach górskich stylem alpejskim w Słowenii.

Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów.

Agnieszka Cichy

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A