Tarnów ma najwyraźniej pecha do remontów ulic. Wciąż nie wiadomo kto odpowiada za źle przeprowadzony remont ul. Krakowskiej, a drogowcy zaliczyli kolejną wpadkę. Tym razem na równie ważnej ulicy w centrum - Narutowicza.
Dwustumetrowym odcinkiem ulicy przez kilka ostatnich tygodni jeździliśmy jednym pasem, urządzono objazdy. Gdy wydawało się, że - po wylaniu przedostatniej warstwy asfaltu - sytuacja wraca do normy, na oddanym odcinku zapadła się studzienka kanalizacyjna.
Ulicę zamknięto, nowy asfalt poddano frezowaniu, a dodatkowo w miejscu feralnej studzienki wykopano wielką dziurę. A kierowcy znów muszą stać w korkach. Tak będzie przez kilka najbliższych dni.
KOMENTARZ
Pech? Splot nieszczęśliwych wydarzeń? Niespodziewana awaria? Sposobów na wytłumaczenie kolejnego źle wykonanego remontu z pewnością odpowiedzialnym nie zabraknie. Zawsze są jakieś "obiektywne trudności". Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że modernizowanie ulic jest w Tarnowie wykonywane "po macoszemu", a najbardziej znaną metodą jest "jakoś to będzie". Słusznie pieklą się kierowcy, którzy muszą stać w korkach i tracić czas. Czasu najwyraźniej nie tracą urzędnicy. Kto by się bowiem przejmował nadzorem nad inwestycjami drogowymi. Szkoda zachodu. O tym, że kierowca traktowany jest w mieście jak zło konieczne świadczy również remont ul. Mickiewicza. Każdy, kto bywa w tamtym rejonie miasta przyzna, że nie dzieje się tam niemal nic, a przerwy pomiędzy aktywnością drogowców są rekordowe. Pomijając oczywiście fakt bezsensu poszerzania Mickiewicza o trzeci pas. Cały świat wyprowadza ruch z centrów miast, a Tarnów w jego zabytkowej części funduje poszerzenie ulicy. A co! Wolno nam! Nie za nasze przecież budujemy. Pozostaje mieć nadzieję, że mieszkańcy w listopadzie - przy wyborczych urnach - wystawią ocenę odpowiedzialnym za ten drogowy bałagan. Wystawią, o ile nie utkną w korkach, bo przed nami przecież jeszcze remonty wiaduktów, które mają wykonać kolejarze. Ale to już zupełnie inny temat. Długi i spóźniony jak pociąg.