Razem czy osobno?
access_time 2006-01-03 19:46:40
Minął ślub, wesele, prezenty, emocje. Wracamy powoli do codzienności. Już wcześniej ustaliliśmy, gdzie będziemy mieszkać. Wspaniale, gdy jest to nasze, niezależne mieszkanie. Częściej jednak, szczególnie na początku drogi małżeńskiej, korzystamy z gościnności naszych rodziców. Niezależnie od tego, czy jest to jeden pokój w małym mieszkaniu, czy oddzielna kondygnacja w dużym domu, dochodzi do spotkania dwóch pokoleń. To zaś rodzi nieprzewidziane sytuacje, czasem konflikty, a na pewno wymaga przystosowania. Czy wspólne mieszkanie równa się wspólne decyzje? Jakie są dobre strony życia pod jednym dachem? Czy można znaleźć niezbędną odrębność dla tworzenia własnego małżeństwa?

O swoich doświadczeniach we wspólnym z rodzicami i teściami zamieszkiwaniu opowiedzą nam trzy małżeństwa: Monika i Damian - 8 lat po ślubie, troje dzieci, rok mieszkali z rodzicami Damiana. Marzena i Jacek – również 8-letni staż małżeński, dwoje dzieci, mieszkają w domu Jacka z jego mamą. Joasia i Michał  - pobrali się 4 lata temu, nie mają dzieci i mieszkają z mamą Joasi.

 

BB – Zdecydowaliście się zamieszkać razem z rodzicami. Jak to wyglądało na początku? Jakich uzgodnień wymagało od was i rodziców w zetknięciu z codziennością?

 

Joasia – Na  początku gospodarowaliśmy wspólnie z moją mamą – razem jadaliśmy posiłki, przede wszystkim obiady, które gotowała mama. Wtedy nie mieliśmy swojej kuchni i ta duża zależność była dla nas uciążliwa. Nasze pokolenie ma inny sposób prowadzenia kuchni inaczej gotujemy, kupujemy inne produkty. Wspólne gotowanie powodowało, że mama chciała mieć wpływ na to, co przyrządzamy, jak to robimy, a nawet jak wygląda sprzątanie.

 

Michał – Tak, kiedyś powkładałem naczynia do zmywarki, a mama wpadła na pomysł wyciągnięcia ich stamtąd. Stwierdziła, że nie ma ich tak dużo i mogą być umyte ręcznie. Wtedy zdecydowanym tonem powiedziałem, żeby tego nie robiła w przyszłości.

 

Jacek – Mieliśmy podobny start. Na piętrze, gdzie stworzyliśmy swoje gniazdko, zaprojektowaliśmy również własną kuchnię. Mamie trudno było zaakceptować to, że w jednym domu będzie się osobno gotowało. Przecież można przyrządzić więcej zupy w jednym garnku. Z czasem jednak doceniła to.

 

Damian – My mieszkaliśmy rok z moimi rodzicami. Mieliśmy swój pokój w dość dużym domu, ale kuchnia była wspólna i gotowała głównie mama. Dokładaliśmy się do kosztów utrzymania, staraliśmy się włączyć w sprzątanie i inne prace domowe. Jednak ciągłe ingerowanie rodziców, ciągłe krytykowanie tego, co zrobiliśmy sprawiało, że woleliśmy się raczej usuwać niż zbliżać do nich. Nie mieliśmy zamiaru robić wszystkiego pod dyktando. Przy tym  zwyczaje panujące w domu były dla nas trudne do zaakceptowania, np. częsta „obecność” telewizora, który zagłuszał niejedną próbę rozmowy. Nie czuliśmy się u siebie.

 

Joasia – W naszym domu jest inaczej. My naprawdę czujemy się tu gospodarzami. Michał przejął opiekę nad domem. Wszystkie naprawy, remonty należą do niego. Mój tato zmarł i Michał przejął jego obowiązki. Pamiętam sytuację z naszego narzeczeństwa,  kiedy nie proszony przeze mnie kupił czujnik tlenku węgla. Poczułam się bardzo bezpiecznie.
Wspólnie z mamą opiekujemy się ogrodem, jednak podzieliłyśmy rabatki, bo mamy inny gust. Stwierdziłyśmy, że nie będziemy się przekonywać, który kwiatek jest ładniejszy. I dobrze, bo teraz okazało się, że się uzupełniamy. Na naszej części stworzyliśmy kącik rekreacyjny, a mamusia na swojej zasiała kwiaty. To są drobne rzeczy i wynikają z tego, że każdy z nas jest inny. Mama jest osobą starszą i rozumiem, że ma swoje  przyzwyczajenia. Ale widzę też, że można z nią porozmawiać i przekonać do niektórych innowacji. Na przykład zgodziła się na zmiany w dwóch pokojach, które urządził mój nieżyjący tato. Była bardzo do nich przywiązana, mimo to zgodziła się. To był kompromis z jej strony.

 

Michał – W dużym stopniu nasze wspólne życie opiera się na kompromisie. Ale jest również tak, że jeśli coś robimy w naszym mieszkaniu na górze, to nie musimy pytać mamy czy możemy, tylko pokazujemy efekt. Na dole, czyli tam gdzie mieszka mama uzgadniamy wszystkie zmiany. Nie kłócimy się, ale spokojnie rozmawiamy.

 

BB – Dokonaliście niezbędnych uzgodnień, udało się stworzyć własną przestrzeń życiową, jednocześnie byliście czy jesteście nadal w bliskości rodziców zapewniającej niezbędną pomoc.

 

Joasia – Mama pomaga nam bardzo od strony organizacyjnej. Pamiętam taki tydzień, gdy jej nie było. Wtedy odkryliśmy jak dużo mamie zawdzięczamy. Zupełnie inaczej wyglądał nasz dzień. Do obiadu zasiadaliśmy wieczorem. Mama przejęła też takie obowiązki jak pranie, czy prasowanie. To dużo pomoc. Jestem jej wdzięczna, że czasami wysprząta nam na górze, albo umyje naczynia. Mama wie też, czego nie powinna robić, żebym się nie denerwowała.

 

Marzena – Tak, i w naszym przypadku to prawda. Mama Jacka naprawdę jest pomocna. Nie musimy się martwić, myśleć o tym, że nie mamy z kim zostawić dzieci. Ale jednocześnie doświadczamy trudu tej sytuacji. Mama chciałaby dzieci kąpać, usypiać, wszystko przy nich robić. Naprawdę doceniamy jej pomoc, ale chcemy być rodzicami i dawać siebie dzieciom. Dlatego powinna być postawiona granica.

 

Monika –Dla mnie również sytuacja stała się trudna, gdy urodziło nam się dziecko. Uwagi teściowej, co do pielęgnacji i odżywiania naszej córeczki, mimo że wypowiadane w dobrej wierze, były odbierane przeze mnie jako krytyka sposobu, w jaki ja to robię. Jednocześnie brak komunikatów dowartościowujących sprawiał, że czułam się coraz gorzej.

 

Marzena – Młodzi nie chcą też przejmować zasad od rodziców. Chcą tworzyć własne zasady w swoim domu. Przypominam sobie reakcję rodziców, kiedy naszą córkę postanowiliśmy oddać do żłobka. Byli oburzeni. Usłyszeliśmy wtedy, że jeśli razem mieszkamy to powinniśmy wspólnie podejmować decyzje. Bardzo się zdziwiliśmy, bo to przecież nasza córka.

 

Monika – Dla nas, z jednej strony sytuacja wspólnego życia była wygodna – ktoś troszczył się o to żeby było ciepło, żeby było co zjeść. Mogliśmy zaoszczędzić, nie musieliśmy brać pełnej odpowiedzialności za sprawy życia codziennego. Jednocześnie czuliśmy, że nie mamy przestrzeni, aby tworzyła się nasza relacja. Kiedy kłóciliśmy się z Damianem, byłam zła na niego, ale po wyjściu z pokoju, gdy spotykałam kogoś z domowników, udawałam że jesteśmy „zgodni i pogodni”. Sytuacja stawała się nienaturalna. Pamiętam też z tego okresu, że wiele rozmów między mną i mężem dotyczyło niezrozumienia w kontaktach z teściami. Brakowało przestrzeni, aby zająć się sobą. To, że mieliśmy odrębną część domu, nie tworzyło wystarczającej odrębności naszego życia.

 

Michał – Ja osobiście nie miałem problemu, żeby wejść w rodzinę żony. Od samego początku relacje z mamą były dobre. Nie widzę sprawy, w której nie moglibyśmy  się dogadać. Wszedłem w dobrą atmosferę tego domu. Przejąłem za niego odpowiedzialność. Jestem u siebie.

 

BB – Przed podjęciem decyzji o wspólnym zamieszkaniu trudno wyobrazić sobie, co może stanowić  problem w przyszłości.

 

Jacek – Przed ślubem nie myśleliśmy o sprawach mieszkania z rodzicami, o ewentualności konfliktów z nimi. Owszem słyszeliśmy od znajomych o trudnych sytuacjach, ale u nas miało być inaczej.

 

Marzena – Wydawało się nam, że będzie dobrze. Osobna klatka schodowa, osobne mieszkanie. Tymczasem kiedy rodzice i dzieci są za blisko to wynikają z tego konflikty. W naszym domu zdecydowanie spory rozgrywają się pomiędzy mamą Jacka i moją mamą. Być może jest to pośredni atak wobec mnie. Kiedy moja mama odwiedza nas, mama Jacka wybucha po wizycie. Przypuszczam, że to może być uraza zachowana jeszcze z naszego narzeczeństwa. Może wówczas poczuła się pokrzywdzona przez moją mamę, może poniżona, być może ta uraza ciągnie się do tej pory. Mama Jacka uważa też, że moja mama nami steruje, rządzi. Jakiś czas temu Jacka musiał wyjechać na dłużej, a ja nie chciałam zaogniać sytuacji więc zabrałam dzieci do mojej mamy. Przypuszczam, że mamie Jacka było przykro i kiedy dzieci wróciły, to wybuchła nieoczekiwanie z irracjonalnymi pretensjami. Na pewno chce się czuć potrzebna. I naprawdę jest. Kiedy wyjechała na jakiś czas za granicę, to musieliśmy się nieźle gimnastykować, żeby wszystko zgrać.

 

Jacek – Staram się przekonać moją mamę, żeby konflikty zażegnywać. Nie dolewać oliwy do ognia. Jeśli mama ma jakieś pretensję do Marzeny, to staję po stronie żony. Wdawanie się w dyskusję niczego nie zmienia. Jest już starszą osobą i ma swój świat, poglądy, jest przekonana o ich słuszności. Sposobem tu jest po prostu nie przejmowanie się. Zastanawiam się czy nie jest to jakiś mechanizm psychologiczny – często pomiędzy teściową a synową jest konflikt. Powodem jest fakt, że syn odchodzi do innej kobiety. Mimo, że w naszym domu sytuacje sporne nie dotyczą bezpośrednio Marzeny, to można przypuszczać, że chodzi tu o nią. Rodzicom zmienia się świat kiedy dzieci odchodzą z domu. Przestają mieć na nich wpływ, nie słuchają rad, muszą przestać kontrolować dzieci.

 

BB –  Określenie „odchodzenie z domu rodzinnego” niesie w sobie bardzo głębokie znaczenie. Mówi o konieczności zmiany relacji między rodzicami i dziećmi. Czy jest możliwe przy wspólnym mieszkaniu?

 

Damian – Ja dopóki mieszkałem z rodzicami, mimo że byłem już mężem i ojcem, nie potrafiłem wyzwolić się z pewnych postaw, nawyków i relacji posłuszeństwa. Nadal byłem domownikiem mieszkania rodziców, bardziej niż swojego pokoju na górze. I tak naprawdę to sobie niezdawałem sprawy, że może, czy wręcz powinno, być inaczej, dopóki nie zamieszkaliśmy osobno.

 

Joasia – Nie czuję się tak, jakbym odeszła ze swojego rodzinnego domu. Mieszkamy w tym samym miejscu, mama jest z nami. Inaczej byłoby gdybyśmy mieszkali osobno i w innym mieszkaniu. Nie czuję się też kontrolowana. Może dlatego, że mamy tendencję zamykania drzwi – zarówno mama u siebie, jak i my. Kiedy mama czegoś potrzebuje, to puka do nas, nie wchodzi do pokoju tak po prostu.

 

Jacek – Nie wyobrażam sobie mieszkania na jednej kondygnacji domu. To jest dla mnie nie do przyjęcia. Oddzielone poziomy, tak jak w naszym przypadku, też nie zdają do końca egzaminu, są plusy i minusy.

 

Marzena – Ja natomiast po tych latach przeżytych razem doceniam wartość bycia blisko z mamą Jacka. Dzieci uczą się szacunku do niej jako osoby starszej, poznają tradycję. Mama ma też wspaniałą cechę - otwarte serce do pomocy finansowej. Teraz jadamy wspólnie obiady, które ja gotuję i za każdym razem ona pyta, co kupić. Jest zmartwiona, że nie musi się dokładać. Dla rodziców zawsze jest ważne to, że dzieci są blisko. Tato Jacka budował dom dla swoich dzieci, gdyby nikt tutaj nie został byłoby mu przykro.

 

Damian – W nas jest dopiero teraz gotowość do zamieszkania z rodzicami. Możemy przyjąć ich do siebie, jeżeli życie przyniosłoby taką potrzebę. Dziś to znaczy w sytuacji, gdy ukształtowana jest nasza relacja, nasze rodzinne zwyczaje, „sposoby” przeżywania różnych trudnych i pięknych zdarzeń. Ale potrzebowaliśmy tych lat wolnych od ocen, wskazówek, wymówek, aby dorosnąć i przejąć całkowitą odpowiedzialność za swoje życie.

 

BB –Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała: Beata Burkat

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A