Tarnowianie oswoili się już z myślą, że strażnicy miejscy podglądają ich całą dobę za sprawą tzw. ulicznego monitoringu telewizyjnego. Kamery zainstalowano w kilku miejscach i na tym nie koniec. Mieszkańcy przyjmują tłumaczenie, że to dla wspólnego dobra i bezpieczeństwa, że oko kamery wycelowane jest w złoczyńców. I porządnych obywateli nie rejestruje. Zasięg monitoringu znają najlepiej miejscowi grafficiarze. Potrafią zejść z oka kamery i malować sprejem w miejscach nie objętych jeszcze monitorowaniem. Kurczy się jednak ich... bezkarność.
Monitoring nie opanował jeszcze wsi, ale w miastach rozrasta się w najlepsze - kamery spoglądają na ludzi w domach towarowych, zakładach pracy, urzędach, na dworcach, ulicach itd. Teraz dowiaduję się, że ośrodki egzaminowania kandydatów na kierowców też muszą instalować w swoich samochodach kamery i nagrywać przebieg egzaminacyjnej jazdy. Tarnowski ośrodek podlicza właśnie koszty tego podglądania i podsłuchiwania.
Kamery wręcz osaczają nas; dobrze, że nie potrafią (jeszcze) rejestrować naszych myśli.
marek baran
Dziennik Polski
www.dziennik.krakow.pl