Talia 2004: dzień 7 - "Kontrabasista"
access_time 2004-10-10 10:26:48
Jerzy Stuhr „Kontrabasistę” gra od 1985 roku. Objechał z tym monodramem cały świat: Stany Zjednoczone, Londyn, Kanadę, Austrię, Włochy. Samą sztukę napisaną przez Patricka Suskinda, wystawił już ponad 600 razy. Przy wypełnionej po brzegi sali przy dużej scenie tarnowskiego teatru, aktor i reżyser dał popis swoich możliwości artystycznych, zagrał wielki koncert dla widza.
[[fotka1]]„Kontrabasista” Patricka Suskinda
Monodram w wykonaniu Jerzego Stuhra
Reżyseria – Jerzy Stuchr
Opracowanie i kierownictwo muzyczne – Mariusz Pędziałek
Panneau i rysunki – Andrzej Mleczko

Stuhr jakby bawił się rolą, rolą którą trudno przyporządkować do gatunku dramatu, gdyż jest w niej coś z farsy i coś z melodramatu. „Kontrabasista” to gorzka, ironiczna opowieść o samotnym człowieku, który nie umie pogodzić się z myślą grania „ostatnich skrzypiec” w orkiestrze. Ale nie tylko w orkiestrze, w życiu także. Ten spektakl to monolog o rozpaczliwej samotności, którą wypełnia muzyką, z kontrabasem w tle. Bohater stara się dowieść, iż jego rola w orkiestrze symfonicznej nie jest rolą podrzędną. W toku przedstawienia przyznaje się przed samym sobą, że jest niczym. Na kontrabas nie są nawet pisane partie solowe, jak na przykład - na bębny. Kocha młodą śpiewaczkę operową, ale nie potrafi jej o tym powiedzieć, gdyż Sara - bo tak ma na imię - bywa w drogich restauracjach, zapraszana przez tenorów - na co Kontrabasistę nie stać. Dlatego większość czasu spędza sam w domu, trochę ćwiczy, słucha muzyki, prasuje koszulę na wieczorny występ.

Przeraźliwie samotny, wypalony i pusty. Nie jest w stanie stawić czoła jakimkolwiek wyznaniom, wszystko sumuje jednym zdaniem „Olewam to”.

Ale w cieniu pokoju stoi kontrabas, który wygląda jak „stara, gruba baba”. To jedyny i nieodłączny rekwizyt towarzyszący muzykowi w życiu. Bohater hołubi instrument, tuli się do niego, ale też złości się i krzyczy - nie może z nim wytrzymać. Bohater winą obarcza kontrabas o całe zło w swoim istnieniu. Przez niego jest niedocenionym artystą, nie wyszło mu życie prywatne i erotyczne. Ostatnie minuty spektaklu, pokazują jednak jak nierozerwalny jest ten dziwny związek człowieka z przedmiotem. Bohater pakuje swój ogromny instrument w pokrowiec, następnie zakłada na plecy i wyrusza przygarbiony ciężarem kontrabasu na koncert.

Stuhr w tej roli doszedł do perfekcji. Jest autentyczny i konsekwentny w tym co robi na scenie. Mało kto wie, iż na podkreślenie owego autentyzmu, nauczył się grać na kontrabasie, a w opinii specjalistów robi to dobrze, co nie jest łatwą sztuką. Sztuka - mimo iż grana od ponad 19 lat, jest nadal świeża i aktualna. Bohater podaje ceny w euro, obok płyt analogowych puszcza muzykę z płyt kompaktowych, a wiek Sary – dostosowuje się do wieku bohatera. Stuhr wycisnął swego bohatera jak cytrynę. Zmusił go, by pokazał swoje wstydliwe strony: upokorzenie, śmieszność, zazdrość. I być może dlatego ten jednoosobowy teatr wciąż żyje, a jego jakość i popularność zależy przede wszystkim od osobowości i warsztatu wystawiającego.

(as)
fot. Darek Górecki
Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A