[[fotka1]]
A najważniejszy był manifest. Nadszedł czas by inaczej spojrzeć na poezje, na sztukę, by ją oczyścić z naleciałości czasu, by odkurzyć jej prawdziwe znaczenie. Dzisiejsze, komercyjne czasy nie sprzyjają artystom, zresztą nigdy żadne czasy nie sprzyjały tym prawdziwym - zawsze musieli iść pod prąd, zawsze borykać się z różnego rodzaju problemami. Norwid zmarł w przytułku, a Stachura wypraszał suchy chleb w stołówce, przykładów z historii można by podawać wiele, ale nie o stronę egzystencji artysty chodzi, chociaż i tu wiele jest do zrobienia.
Najważniejsze to zburzyć ten dziwny, sztuczny mur, który powstał miedzy artystą a jego odbiorcą, wyjść poza formy, nadać znaczenie treści, powiedzieć nie wszelkiego rodzaju manierom i manipulacjom.
Burza mózgów rozpętała się w kawiarni „Do rzeczy”, burza - za którą pójdą konkretne działania. Że pójdą nie ma wątpliwości. „my niezależni” są pełni energii i nie od gadania rozpoczęła się całą inicjatywa, a właśnie od działania.
Pierwszym momentem, gdy wszystko się zaczęło był pamiętny „Wernisaż słowa”, który miał miejsce 21-22 maja, w piwnicy „Ander Pasydż”. To nocne poetów i plastyków rozmowy stały się zaczątkiem czegoś ważnego.
Nie z powodu omyłki piszemy nazwę stowarzyszenia z małej litery. Tak właśnie ma być.
Forma nie może ograniczać artysty, i taki właśnie zapis nazwy stowarzyszenia, jest tego wyrazem. Powstał już manifest, który poniżej prezentujemy. Kolejnym etapem będzie opracowanie założeń programowych, które już istnieją w głowach niezależnych.
Spotkania Stowarzyszenia „my niezależni”, które jest w trakcie oficjalnej rejestracji w sądzie, będą odbywać się w kawiarni do „Do rzeczy” w pierwsze soboty miesiąca.
Wiemy, że nie uchronimy się od wiatru, ale zawsze możemy zbudować wiatraki.