Dziś Tłusty Czwartek - najsłodszy dzień w roku. Jaka jest jego geneza?
access_time 2020-02-20 09:24:00
Dziś Tłusty Czwartek, który wyznacza karnawałowe ostatki. W tradycji chrześcijańskiej jest to ostatni czwartek przed Wielkim Postem, zaczynającym się w Środę Popielcową. Stary przesąd głosi, że kto dziś nie zje pączka, temu nie będzie się wiodło przez cały rok. Warto więc się skusić.

Geneza tłustego czwartku sięga czasów pogańskich, kiedy to tłustym jedzeniem świętowano obchody przełomu zimowo-wiosennego. Ucztowano jedząc przede wszystkim mięsa, pijąc wino i zagryzając pączki przygotowane z ciasta chlebowego i nadziewane słoniną. W Polsce zwyczaj jedzenia pączków w wersji słodkiej zadomowił się w połowie XVI wieku. Do środka wkładano migdał lub mały orzeszek, a ten kto trafił na takiego pączka, miał się cieszyć ogromnym dostatkiem. O pączkach, zwanych dawniej kreplami (nazwa ta zachowała się do dziś dnia na Górnym Śląsku), pisał Mikołaj Rej w „Żywocie człowieka poczciwego”: „Mnieysi stanowie pieką kreple, więtsi torty”. Ówczesne pączki nie przypominały jednak ani smakiem, ani wyglądem dzisiejszych puchatych kul z pachnącym nadzieniem. Były przede wszystkim bardzo twarde. Dopiero w wieku XVIII, kiedy do wyrobu ciasta zaczęto używać drożdży, pączki zaczęły przypominać te dzisiejsze. "Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko mógłby go podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku znowu się rozciąga i pęcznieje do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska” - pisał w swoim dziele "Opis obyczajów za panowania Augusta III", ksiądz Jędrzej Kitowicz, polski historyk, pamiętnikarz i korespondent polityczny.

Tłusty Czwartek ma unikalny charakter w Małopolsce, gdzie określano go combrowym czwartkiem. Jego historia dowodzi, że w naszym regionie kobiety potrafiły warcholić i rozrabiać nie gorzej niż drwale w knajpie po wypłacie. Otóż według XVII-wiecznej legendy, w ostatni czwartek karnawału zmarł krakowski wójt Combr, który słynął z niezwykłej surowości wobec kramarek z rynku. Zabraniał im handlować, bo według niego piły alkohol i były hałaśliwe. Przeklinał na nie, targał je za włosy (stąd krakowskie powiedzenie „combrzyć za włosy”), a te bardziej wrzaskliwe zamykał w lochu. W każdą rocznicę jego śmierci przekupki urządzały na Rynku huczną zabawę z jadłem, napitkiem i tańcami. Podchmielone i nadmiernie wesołe rozpoczynały polowanie na mężczyzn, najlepiej młodych i urodziwych lub przynajmniej bogatych. Męczyły ich dopóki ci się nie wykupili. Urodziwi buziakiem, szpetni dukatem. Tradycja combrzenia przeszła już do historii, ale pamięć o niej zachowała się do dnia dzisiejszego, chociażby w nazwie Babski Comber, zarezerwowanej dla spotkań organizowanych wyłącznie w "babskim" gronie, podczas których kobiety folgując swoim przyjemnościom, zajadają się pączkami i plotkują – żeby tradycji stało się zadość - rzecz jasna o mężczyznach.

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A